Przyglądając się z bliska II Międzynarodowemu Konkursowi Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki można dojść do wniosku, że wyjątkowa jest towarzysząca  mu ciekawość, a co za tym idzie, otwartość na to, co nieznane. To ciekawość organizatorów, ciekawość jurorów i słuchaczy w stosunku do uczestników i przygotowanego przez nich repertuaru, a w końcu bodajże największa i przynosząca wspaniałe efekty ciekawość, która popchnęła muzyków do sięgnięcia po nieznane utwory. Wszystko to sprawia, że rzeszowski konkurs wyróżnia się na tle innych takich wydarzeń.

    Już sama jego specyfika łagodziła nastrój rywalizacji między uczestnikami, ale też przysparzała trudności zarówno jurorom, jak i krytykom, szczególnie w ocenach zespołów kameralnych tak rozmaitych pod względem składu i wybranego repertuaru. Jak porównać kwintet dęty z duetem skrzypcowo-fortepianowym, czy kwartet smyczkowy i fortepian z klarnetem? Jak zestawić ze sobą wykonania twórców takich jak Ignacy Jan Paderewski czy Maurycy Moszkowski z dziełami Witolda Lutosławskiego i Krzysztofa Pendereckiego? W takiej sytuacji przy ocenie muzyka, poza warsztatem technicznym i doborem programu, trzeba kłaść nacisk na samo wykonanie, na sceniczną wyrazistość, ekspresję, kreatywność, oryginalność – a więc kryteria dość subiektywne i zależne od percepcji słuchacza. Idea, mająca na celu propagowanie muzyki polskiej, równie dobrze, a może nawet lepiej, sprawdziłaby się w odsłonie raczej festiwalowej aniżeli konkursowej i z pewnością miałaby znaczną wartość edukacyjną dla szerszego grona odbiorców.

    Niemniej jednak po kilku dniach przesłuchań udało się wyłonić finalistów, a następnie zwycięzców, choć nie obyło się bez nieoczywistych wyborów i różnicy zdań na temat uczestników. Przykładem była choćby pianistka Martyna Kubik, która nie otrzymała wyróżnienia od jurorów, ale została doceniona i nagrodzona przez krytyków muzycznych. Zastanawiało też pominięcie w werdykcie jury pianisty Mikołaja Sikały. Aż trudno uwierzyć, że artysta, który w każdym etapie wypadł naprawdę dobrze, nie otrzymał najmniejszego nawet wyróżnienia. Wątpliwości przysporzył także etap finałowy i koncert fortepianowy z orkiestrą. Przy tak krótkim czasie na przygotowanie, czyli po jednej próbie z solistą i ograniczonych możliwościach samej orkiestry, nietrudno o błędy i nieścisłości podczas występu. Mimo wszystko jednak warto było posłuchać koncertów polskich kompozytorów, nawet jeśli z zaproponowanej ich listy uczestnicy wybrali jedynie trzy –Ludomira Różyckiego, Ignacego Jana Paderewskiego i Grażyny Bacewicz.    

    Choć w ocenie muzyki polskiej łatwo o patriotyczne zachwyty prowadzące do stwierdzenia, że jest ona najpiękniejsza, trzeba przyznać, że konkurs naprawdę obfitował w odkrycia oraz intrygujące interpretacje mało znanych dzieł. Tym razem Fryderyk Chopin i Stanisław Moniuszko, funkcjonujący jako wizytówki polskości w kraju i za granicą, pozostali na dalszym planie i istnieje szansa, że dzięki konkursowi repertuar z zakresu muzyki polskiej poszerzy się o kolejnych twórców – chociażby o znakomite utwory fortepianowe Leopolda Godowskiego, czy kompozycje na kwartet smyczkowy Michała Spisaka i Aleksandra Tansmana. Co więcej, wielu uczestników starało się ułożyć przekrojowe programy zawierające utwory z końca XIX i z I połowy XX wieku, zatem mieliśmy okazję usłyszeć jak, zmieniały się style i tendencje w twórczości polskich kompozytorów. 

    Do refleksji skłania osobiste przemówienie córki Miłosza Magina – Margot Magin. Podczas ceremonii laureatów wręczyła ona nagrodę specjalną za najlepsze wykonanie utworu kameralnego Magina polskiemu kwartetowi Op1, który zaprezentował utwór zachowany jedynie w formie rękopisu. Przy przeglądaniu zaakceptowanych w regulaminie nazwisk polskich twórców i ich utworów, których nie usłyszeliśmy w czasie konkursu, pozostaje uczucie niedosytu, może nawet żalu, ale przede wszystkim i nadziei, że w kolejnych edycjach dostaną one nowe życie. I na to właśnie z ogromną ciekawością  będziemy czekać. 

Autor: Zofia Kubaszewska