Końcowy dzień przesłuchań finalistów wśród zespołów kameralnych rozpoczęła Kwintofonia (Jagoda Krawczewska – flet, Jakub Jackowski – obój, Adam Eljasiński – klarnet, Michał Kanawka – waltornia, Rafał Zason – fagot). Artyści wymownie, ale i z niezachwianym spokojem oraz emocjonalną zwięzłością zaprezentowali dwa kwintety – trzyczęściowy Antoniego Szałowskiego i czteroczęściowy Wojciecha Kilara. Siedząc w półotwartym kole bardzo sprawnie przekazywali sobie wiodącą rolę, a słuchacz mógł z podziwem śledzić wątki ich muzycznego dialogu wijące się jak w tańcu.

    Zespół Lux Aeterna (Mykola Haviuk – skrzypce, Maria Panchuk – altówka, Oksana Lytvynenko – wiolonczela, Maksym Sasko – fortepian), zaprezentował dwa kwartety fortepianowe, lecz nie w całości – z Kwartetu fortepianowego Es-dur op. 15 Józefa Elsnera muzycy wybrali części drugą i trzecią, zaś z Kwartetu fortepianowego c-moll op. 61 Władysława Żeleńskiego – drugą, trzecią i czwartą. W utworze Żeleńskiego zwracało uwagę dobre skomunikowanie ze sobą smyczków, natomiast czasem zdawało się, że brakuje takiej łączności na linii smyczki – fortepian.

    Dwukrotnie pojawiły się ostatniego dnia przesłuchań duety skrzypiec i fortepianu. W wykonaniu Karoliny Podorskiej i Mateusza Słowikowskiego najlepiej wypadło finałowe Capriccio energico Stefana Kisielewskiego, znacząco różne od większości pozostałych wybranych przez nich kompozycji. Kontrast ten można było wzmocnić jeszcze bardziej, wyciszając odważniej zagrane wcześniej Berceuse F-dur op. 32 Władysława Żeleńskiego, lecz i tak był on czytelny. W wykonaniu ostatnich występujących kameralistów – duetu Sulamita Ślubowska i Maciej Słapiński – uwagę przykuwał natomiast przede wszystkim finał IV Sonaty Grażyny Bacewicz .Właśnie wtedy w grze muzyków pojawił się prawdziwy ogień.

    Najjaśniejszym punktem piątkowych przesłuchań był występ duetu Popko/Thieu-Quang. Rozpoczęli Sonatiną na klarnet i fortepian Antoniego Szałowskiego, której charakter znakomicie pasował do ich energii. W Arii Sonaty Piotra Perkowskiego Piotr Dinh Thieu-Quang pokazał, jak piękne, łagodne i ciepłe brzmienie potrafi wydobyć z klarnetu, zaś wszystkie przebiegi grane przez niego w szybszych częściach utworu były lekkie, subtelne, częstokroć na dodatek wykonane z humorem i swadą. Muzycy świetnie się wyczuwali. Przez większość czasu klarnet traktowany był zdecydowanie jako instrument solowy, co dodatkowo podkreślało zachowanie Thieu-Quanga, który bez ustanku żywo reagował na muzykę, niemal tańcząc z instrumentem. Gdy przestępował z nogi na nogę, czasem słychać było odgłos jego kroków, który łączył się z muzyką, zbliżając ją do codziennego, pozamuzycznego świata. Dźwięki te były jednak na tyle ciche i oczywiste, że na pewno dało się ten szczegół przeoczyć. Mam wielką nadzieję, że nie stanie się tak z tymi fantastycznymi młodymi muzykami.

Autor: Kalina Kibalska